To chyba znak czasów, ale bardzo się zmęczyłem przez ponad pół filmu. 2-zdaniowe dialogi, hasła z biografii i wikipedii włożone w usta postaci, 100% kwestii to jak streszczenie lektury szkolnej. Zero głębii i oddechu, wyłącznie odhaczanie punktów z biografii. Resztę broni po prostu historia z życia i gotowiec w postaci muzyki i biografii.
Natomiast montaż to niekończący się trailer lub teledysk. Pół filmu dosłownie żadne ujecie nie trwa dłużej niż 2-3 sekundy. Od 1:30h zaczynają się duże koncerty i historia z hotelem, więc dopiero ta część nieco ratuje film a historia nieco osiada na spójnym wątku i pierwszy raz można uchwycić jakąś głębię. Niewiele, ale jednak.