Samosądy, zamknięte zaściankowe środowisko półszympańskiej tumanerii amerykańskiej, siedzą w jakiś barach śpiewają pioseneczki w kowbojkach i kapelusikach, na podwórkach brud, syf, kiła i mogiła - wszystko to wygląda tak samo jak prymitywna wioska sprzed 3000 tysięcy lat w buszu afrykańskim lub amazońskim. Cofanie się w rozwoju całkowitym społeczeństwa amerykańskiego "the greatest country in the world". Film pt. "Idiocracy" przypomina mi się od razu.
"Patologia" nie bierze się znikąd... my ją tworzymy. Jedną patologię windujemy na szczyty (choćby polityka, kler, banksterzy) - inną gardzimy.