Widzę w internecie masę zachwytów nad tym filmem i czytając niektóre opinie mam wrażenie jakby mówili o pierwszym Rockym do którego ten film się nie umywa, mimo że w ogromnej mierze jest jego klonem. Taki podobny, a zarazem pozbawiony tego co było świetne w oryginale. Pozwolę sobie na porównanie tych
dwóch filmów ze sobą.
Przede wszystkim, ten film jest pozbawiony jakiejkolwiek dramaturgii. Drobne dramaciki znikają niemal tak szybko jak się pojawiły. Kłótnia z dziewczyną, szybko się pogodzili. Rocky ma raka, dość łatwo dał się namówić na leczenie. Mamuśka
nie akceptuje syna pięściarza, ale łatwo się przekonuje widząc sukces i wysyła majty napełnione mocą taty.
Adonis został słusznie nazwany w filmie przez kogoś, "w czepku urodzony". Ten chłopaczyna startuje z ustawionej pozycji - wyedukowany, inteligentny, już na dzień dobry świetny (jak na samouka) bokser. Z biedy też się wyrywać nie musi, po prostu chce walczyć bo kocha. W filmie też nie doświadcza żadnego wiekszęgo upadku. Jest to sukces rosnący jednostajnie i prostoliniowo, a małe dramaciki które wspomniałem wyżej - są nieudolną próba nadania jakiejś dynamiki. Jest to nudne i nie zostawia za wiele miejsca na progresje, widoczny postęp postaci a domyślam się że Creedów będzie kilka.
W filmie nie ma też villaina - w poprzednich Rockych każdy przeciwnik był charakterystyczny, przerysowany i budowany tak, żeby widz razem z Rockym chcieli go pokonać. Apollo, Mr T i Rusek dawali dużo powodów żeby chcieć zobaczyć ich porażke w finałowym zwarciu. W Creedzie, jest jakiś nieciekawy duży, zły (bo bandzior przecie) i agresywny bokser.
Pierwszy Rocky to historia "od zera do bohatera". I tam rzeczywiście czuć to zero, Rocky zarabia na życie zbierając długi, mimo dobrego serca nie należy do zbyt bystrych ludzi i musi polegać na sile swoich mięśni. Próbuje ich użyc w boksie ale z mizernym skutkiem. Dziewczyna o którą zabiega też go totalnie ignoruje. Wielu z nas może się z taką postacią utożsamić i kiedy Rocky dostaje od losu szanse, kibicujemy mu do samego końca i z radością obserwujemy jego postępy.
W Creedzie tego nie miałem, w czepku urodzony bohater dość gładko osiąga sukces. Po Rockym wiele osób miało ochotę biegać i robić pompki, ten film naprawdę motywował, pokazywał wartość pracy nad sobą, nadziei i dobrego serca. Creed nie zmotywował mnie na żadnej płaszczyznie, ot taki film o gościu który się bije bo lubi, jest w tym dobry to się bije dalej.
Jestem więc ciekaw, skąd te zachwyty?
W pełni się zgadzam. Mówię teraz do koneserów kina. Nie dajcie się nabrać na wysoką ocenę tego filmu. Będziecie zawiedzeni. To bardzo przeciętny film, może nawet słaby. Istnieją zadziwiające opinie, że ten obraz jest prawie tak dobry jak pierwszy Rocky. To wierutna bzdura. Rocky to pierwsza liga - Creed niestety co najwyżej trzecia. Nawet nie będę uzasadniać, bo szkoda mi czasu i byłoby to jak porównywanie dajmy na to motocykla z dziecinnym rowerkiem. Ale krew się we mnie gotuje, jeśli wciska się ludziom g...., mówiąc, że to w sumie niemalże arcydzieło. Rozumiem, że ten film może zostać uznany za świetny przez określoną grupę niezbyt wymagających odbiorców lub zagorzałych fanów serii. Ale, ludzie kochani, bądźmy poważni, przecież obiektywnie rzecz biorąc, to zwykły gniot.
Wiesz, ten rodzaj filmów ma dosć ograniczone możliwości rozwoju fabuły, dlatego wiele elementów się powtarza
Zgodzę się że film jest co najwyżej dobry, jeżeli nawet nie przeciętny, ale z tą oceną to chyba lekka przesada. Aż taki słaby to nie był...
Rozumiem też że powiela pewne wzorce z Rocky'ego, ale to nie znaczy że jest przez to jego klonem. Może jest także schematyczny i przewidywalny, lecz mimo wszystko widziałem dużo słabsze. Wiem też że to subiektywna ocena, lecz z tą "trójką" to chyba lekkie przegięcie...
Ale cóż, każdy ma prawo do własnej oceny...
Pozdrawiam.
W pełni się zgadzam. Gdyby ten film nie był związany z genialnym Rockym to pewnie wyłączyłbym go w połowie. Dodać do postu gerberoni mogę jeszcze to, że same walki, pomijając już beznadziejnych przeciwników, były po prostu słabe. Oglądałem je pozbawiony w ogóle jakichkolwiek emocji, aż dziw bierze, że Rocky, czyli film, który powstał 40 lat temu miał genialne ów sceny, a nie udało się tego powtórzyć w obecnych czasach mając do dyspozycji dużo lepszy sprzęt itp. No szkoda, liczyłem na dobry sequel, który oddałby magię oryginału, niestety zawiodłem się.
Nie wiem czy wiesz ale boks się zmienił, jeśli te walki co miały miejsce w Rocky'm dzisiaj byłyby zakończone technicznym nokautem. I ten film podobnie jak Rocky nie jest głównie filmem bokserskim ale po prostu dramatem sportowym.
Tak to jest film. Nie mówiłem nic o tym, że walki były realne. Ale porównując sceny walk (w sumie to i nawet cały film), to właśnie ten sprzed 40 lat był po prostu o niebo lepszy. A sceny walki w Creedzie są żałosne. Dla porównania np. Warrior, Fighter i Za wszelką cenę miało te sceny już lepsze.
Z całym szacunkiem do pierwszego Rocky'ego, którego bardzo lubię, ale to w nim sceny walki były żałosne. Absolutnie zerowy poziom, brak jakiejkolwiek techniki bokserskiej. W Creedzie walki są przyjemne, mimo że w wielu momentach bohaterowie nie zachowują się realnie, po serii ciosów nie są w ogóle zamroczeni, ale jednak przypomina to boks. W oryginale Rocky przyjmował niezliczoną ilość jabów na czoło, bo oczywiście łapy miał od tego, żeby zasłaniać suty, a nie trzymać gardę. To była porażka.
Walki w Rockim to tylko były wisienki na torcie, taki bonus, Rocky to coś więcej niż zwykła bijatyka w ringu, to nie film o boksie ale o życiu, boks to tam po prostu dodatek.
Ten film przypomina mi nowe Star Wars - może fajnie, że historia ma swoją kontynuację ale nie ma w niej świeżości. Dla mnie najlepsze części to I,II (które w zasadzie stanowią jedność), V i VI. Ale nawet III i IV miały swój charakter. Tutaj bardziej postawiono na odcinanie kuponów. Złoty Glob i Oscar należały się Slyowi za I.
Dokładnie tak jak star wars powtórka z rozrywki tyle ze ciemnoskóry rocky i o wiele mniej przekonujący
Zgadzam się tylko jedna sprawa: główny przeciwnik "Pretty" Ricky mi się podobał, charakterystyczny ale za mało pokazany. Mnie jeszcze poraziły te głupie wstawki z statystykami zawodników, po co to było i do kogo?
jest 1 scena, która dawała nadzieję na dobry film... na początku jak jest mały i młóci drugiego małego... widać było serce do walki. :] potem już tylko gorzej, szkoda...
najgorsza scena to chyba ta z motorami, straszny kicz i żenada :/
Dla mnie szczerząca zęby laska wbiegająca na ring w pierwszej walce. Żenada. Do tego te "come on" i bicie się w pierś co pięć sekund podczas walki. Wtf?
Nic dodać, nic ująć, celnie w punkt. Swojego zdania nie będę pisał, bo musiałbym napisać niemal to samo. Jeśli kogoś interesuje moja opinia, to zapraszam pod link niżej, nie będę jej kopiował z wspomnianego już powodu, oraz z racji tego, że jest za długa.
http://meandryumyslu1194.blogspot.com/2016/01/creed-narodziny-legendy-3-w-3.html
Racja. Gdyby nie Sly ten film byłby po prostu słaby. Patrze na te wywindowane oceny i nie dowierzając zastanawiam się czy oglądaliśmy ten sam obraz..
?
do mnie bijesz ?
Przecież ten film był słaby, tak słaby że nawet nie wiem czemu wystawiłem mu 5... chyba z litości
Przepraszam, w złym miejscu pojawiła się moja odpowiedź, miała być pod głównym wpisem. Chodziło mi tylko o to że zgadzam się z tym wątkiem, ergo i z Tobą, więc nie ma co się unosić.
Nie bardzo rozumiem.Chciałbyś identycznego bohatera jak Rocky? Wtedy narzekałbyś,że Stallone z ekipą zerżnął jedynkę i nic od siebie nie wyłożyli.Pomysł jest ciekawy,a w czasach kiedy wprowadza się np zawody bokserskie białych kołnierzyków(czyli ludzi pracujacych na codzień w corpo),nawet w boksie mistrzowie nie są półgłówkami jakich kreowały chociażby lata 90-te więc i bohater jest na miarę tych naszych dzisiejszych czasów.Wykształcony,pracownik korporacji,który właśnie dostał awans i mimo to odrzuca wygodne życie by spełnić ukryte w nim pasje.Nie chce być jak go nazywasz "tym w czepku urodzonym" synem sławnego tatusia dlatego używa panieńskiego nazwiska matki.Wątek miłosny może nieco skopany,ale nie oszukujmy się i tak każdy poszedł tu głównie na Rockyego,który nie wiem czemu jest nazywany postacią drugoplanową.Odkąd pojawia się na ekranie jego historia jest równoległa do losów Donniego.Dowiadujemy się,ze Paulie zmarł,odwiedza grób Adrian,sam choruje na raka,prowadzi restaurację.Podsumowywując,ten film nie mógłby być taki jak pierwszy Rocky bo byłby nudny jak Przebudzenie Mocy.Dostaliśmy nowego bohatera,w nowych okolicznościach o zupełnie innej osobowości.Potencjał jest,a pytanie jak zrobią to dalej.Czy Donnie zostanie krystaliczną postacią czy np korzystając z doświadczeń innych bokserów pójdzie drogą skandalistów,ćpunów i dzieciorobów jak Tyson czy chory na AIDS Tommy Morrison z V części Rockyego ?
Bez przesady.Adonis w filmie to młody chłopak,którego postać można rozwinąć w każdą stronę ;) Zmarnowany potencjał? Świetna muzyka,ujęcia,klimat,zaproszenie do gry prawdziwych pięściarzy jak Andre Ward czy Tony Bellew dodało realizmu w walkach bokserskich,świetna rola Stallone'a który wybijał się na pierwszy plan w zasadzie.Nie ma tu do czego sie doczepić w zasadzie.
nie, rocky miał swój klimat, postać była świetnie stworzona przez sylvestra, do tego cała otoczka walk, klimat chyba nowego jorku - typowy slums ale bardzo realny jak na tamte lata, świwtna muzyka... można by wymieniać w nieskończoność. To wszystko składało się na sukces tamtych części.
Co jak co, ale klimat mi odpowiadał, nie będę o tym dyskutował, po prostu ktoś ma inne gusta, a ktoś inne, wiadomo że nie dorównuje Rocky'emu, ale to nie miało na celu mu dorównywać. Ja po prostu lubię ten film i przeszkadza mi jedynie jedna rzecz - Te promowanie chemioterapii, że niby pomaga i takie tam, wiadomo Rocky raczej ma zdrowy organizm (Choć nie jestem tego pewien) i mógłby to przeżyć, ale to jest zwykła reklama. Tyle na ten temat, co do bohatera, mi odpowiada.
Do gerberoni. Zgadzam się w 100 % z Twoją opinią. Ponoć film dostał " Złoty Glob" za reżyserię ! Za diabła nie mam pojęcia dlaczego. Ten film jest zwyczajnie nudny. Przyznam się uczciwie że oglądałem go do 60 minuty i ....wyłączyłem . Może za kilka dni wrócę do niego .....Choć szczerze wątpię....
To fakt - elementy dramaturgii mega spłycone i to chyba główny problem scenariusza. Jest też kilka mniejszych jak zaliczenie 15 walk w knajpie w Meksyku jako zwycięstwa na zawodowy ringu, jak walka tego kalibru w Liverpoolu, jak sam fakt walki z pretendentem mającym na koncie 1 zwycięstwo na zawodowym ringu. Sam wygląd Conlaya też trochę kiepski - postura urzędnika, a nie mistrza świata wagi półciężkiej w boksie. Mimo to elementy te nie dyskredytują całego filmu i wielu jego zalet: niezłej roli Stallone (ale chyba jednak nie oscarowej), świetnego montażu, kapitalnych zdjęć czy wreszcie niezłej oprawy muzycznej. Na pewno fanów Rockiego ten film nie zawiódł.
Film cienki jak dupa węża. Jak na mój gust to wyrachowany skok na kasę. Odwołujemy się do legendarnego Rockyego, zatrudniamy Stallone'a i ludzie na pewno przyjdą. Bohaterowie niewiarygodni, fabuła grubymi nićmi szyta. Nie ma nawet piosenki na miarę Eye of the tiger. No kurczę - nie ma niczego. Ponad 2 godziny życia zmarnowane.
Dzięki za wypunktowanie co i jak. Mi się udało objerzeć do momentu kiedy ten murzyn rzuca prace w korpo, i to był max.
Aktorsko film jest świetny. Sly rzeczywiście daje popis aktorstwa. Młody też daje rade. Na fabułę też nie powinniśmy narzekać (bądź co bądź to n-ta część Rocky'ego). Podobnie jak jedynka ten film mocno gra na emocjach.
Minusy. Za dużo "kopiuj wklej" z jedynki. Choćby finał walki. A największy minus filmu to sceny walki. Owszem może są bliższe realności niż te w starych R ale słabo się je ogląda. W jedynce finałowa walka to był majstersztyk, wbijała w fotel i zmuszała do oglądania z "otwartą gębą". A w "Creedzie" nuuuudy, dłuuuużyzny, człowiek nie może się doczekać kiedy się skończy.
Podsumowując. Dobry film, wart obejżenia, głównie dzięki Sylwkowi. Naprawdę się postarał.
Również się zgadzam. To taki oczywisty film, z banalną, przewidywalną fabułą. Ja mam jedynie nadzieję że już nigdy nie powstanie żadna kontynuacja.
to dlaczego oceniłeś film na 6 gwiazdek?
Później tak kiepskie filmy jak ten, mają po 6-7 gwiazdek. Smutne to.
Wg mnie film był po prostu słaby, miałki i lichy - dostał 3 gwiazdki.