Film "Musimy porozmawiać o Kevinie" jest obrazem braku mądrej miłości i kakofonii wychowawczych błędów. Kevin wzrasta w domu Evy i Franklina bez autorytetów i bez dialogu, za to w skrajnej
Chłopiec przejawia poważne zaburzenia i potrzebuje zwiększonej uwagi, matka nie reaguje jednak we właściwy sposób ani na jego płacz, ani na milczenie. Eva jest fatalnym obserwatorem i nieudolnym nauczycielem, nie radzi sobie sama ze sobą, a tym bardziej z niezrozumiałym dla niej w konstrukcji psychicznej dzieckiem. Ten brak zrozumienia ze strony matki powoduje narastającą alienację chłopca, która Evę drażni i nakręca obustronną spiralę wrogości. Ojciec pozostaje skrajnie bezkrytyczny wobec syna, co okazuje się brzemienne w skutkach. Pojawienie się młodszej siostry, której zazdrosny Kevin nie waha się krzywdzić psychicznie i fizycznie, bez odpowiedniej reakcji rodziców kończy się tragedią.
Za kluczową w filmie uważam scenę, w której Kevin łamie rękę. Chłopiec pierwszy raz w życiu skupia na sobie pełne zainteresowanie matki i wzbudza jej poczucie winy za brak wystarczającej miłości. Reakcja ta jak i przyzwolenie na kłamstwo w stosunku do ojca okazuje się dużym błędem Evy. Od tego momentu chłopiec zaczyna sprawnie manipulować reakcjami rodziców, szczególnie matki. Potrzeba odczuwania jej strachu i gryzącego ją poczucia winy doprowadzają w konsekwencji dorastania chłopca do jego psychopatycznej, nieustannej potrzeby dokonywania radykalnych aktów przemocy, jako ekstremalnego środka skupienia na sobie uwagi. Wraz z tym jak rośnie Kevin, rośnie jego potrzeba atencji, także ze strony otaczającego go środowiska. Realizacja tego pragnienia doprowadza go na same dno.
To co porusza mnie w obrazie Lynne Ramsay to apatia Evy od samego momentu poczęcia syna oraz brak instynktu macierzyńskiego, a przy tym chęć wypełnienia się w roli matki skutkujący potężnym dysonansem poznawczym. Niezrozumiałe są dla mnie jej rażące błędy. Brak czułości, ale też brak dyscypliny względem chłopca i oczekiwanie, że Kevin sam znajdzie odpowiedź na swoją złość i odosobnienie. Nie potępiam matki, która przeżywa swój własny dramat niespełnienia i samotności, ale winię ją za powołanie życia, na które nie była gotowa. Nie winię ojca za ślepą miłość, ale potępiam za jego bierność i pobłażliwość. Osobiście nie wierzę w złe dzieci, raczej w nieudolnych rodziców, dlatego też nie uważam, że Kevin był zły, uważam że ucierpiał z powodu bezmyślności swoich rodziców. Przerażający jest potencjał okrucieństwa w małym Kevinie i jego przerodzenie się w nastoletniego potwora, ale bardziej przerażające jest to, że jego matka dochodzi do pewnych prawd dopiero w obliczu nieodwracalnej tragedii. Dopada ją odpowiedzialność za czyny syna i potrzeba ich naprawy, ale jest już na to za późno. Dobitnie podsumowuje to ostatnia scena filmu.
"Musimy porozmawiać o Kevinie" polecam młodym i przyszłym rodzicom, ale także tym, którzy nie odstawiają antykoncepcji. Lepiej nie mieć dzieci jeśli nie jest się na nie gotowym.